Refleksje na temat „Red man” - pracy Róży El-hassan poprzez pryzmat struktur biologicznych.
I. Żyjemy w czasach niepewności, bombardowani informacjami o katastrofach ekologicznych, zatruciu gleby, kończących się zasobach, przeludnieniu. Z jednej strony mamy olbrzymią wolność, szeroki wachlarz informacji bez ograniczeń. Z drugiej strony, przebodźcowani ulegamy znieczulicy. Rośnie świadomość tego, że chemia, z której korzystamy, nie tylko zabija florę i faunę, ale także nas. Zaczynamy rozumieć, że jesteśmy częścią jednej większej całości. Prężnie działający ruch March Against Monsanto, walczy o zmianę percepcji. Jakiś czas temu została nagłośniona sprawa dotycząca pszczół na Pomorzu, gdzie ponad 130 pszczelich rodzin zginęło w wyniku nieprzepisowych oprysków pól rzepaku. Rolnik przeprowadził oprysk o nieodpowiedniej porze, co przyczyniło się do wymierania pszczół na olbrzymią skalę. Czy damy radę żyć bez pszczół? Środek stosowany przez rolników – glifosat, zabija florę bakteryjną u pszczół i powodując u nich choroby, a następnie u zwierząt, jedzących paszę zatrutą glifosatem. Podobno firma Monsanto twierdzi jednak, że dla ludzi glifosat jest nieszkodliwy. Nie należy zapominać, że miliony mikroorganizmów w naszych jelitach, pracują na to, abyśmy funkcjonowali, jako ludzie. W tygodniku „Spiegel” możemy przeczytać:
„Na samej tylko skórze o powierzchni około 2 metrów kwadratowych żyje tyle mikrobów, ilu jest ludzi na Ziemi. Jelito grube zaś z liczbą do 1 000 000 000 000 (biliona) organizmów żywych w jednym gramie treści pokarmowej zalicza się do najgęściej zamieszkanych miejsc na całej planecie”*.
W obliczu szóstego masowego wymierania, które tym razem spowodowane jest działaniami człowieka, ciężko cokolwiek przewidzieć. To, co najbardziej mnie interesuje to skomplikowana sieć powiązań między ekosystemami trwającymi w permanentnej interakcji. Do czego zmierzam? Próbuję naszkicować obraz, pozwalający zrozumieć istotę migracji, ponownych narodzin, bioróżnorodności itd. Stworzyć przestrzeń na dialog o nowej społeczności ludzkiej, czerpiącej inspirację, ze struktur biologicznych pozwalających na nieprzerwane trwanie w sieci. Rośliny w piękny sposób potrafią się ze sobą dogadać, żyjąc w społecznościach wielogatunkowych, multigatunkowych. Pozostając na jednym terenie przez tysiące lat, wypracowały w sobie imponujące metody przetrwania.
II. Prace Róży El-hassan są pewnego rodzaju katharsis. Przedstawione przez nią problemy (głównie dotyczące migracji Syryjskich uchodźców, jak i oscylujące wokół szeroko pojętej ekologii) wypływają na wierzch, ale w bardzo pierwotnej formie. Róża El-hassan sięga do korzeni, przeobrażając dylematy współczesnego świata w dziewicze myślokształty. Koherentne wizualnie obiekty zapraszają widza do „ogrodu” podlanego lękiem i krwią, wszakże konfrontacja z demonami przeszłości, przyszłości i przede wszystkim teraźniejszości, odbywa się wielopoziomowo. Artystka trzyma przestrzeń dla indywidualnego przeżywania osobistych traum, jak i otwiera na współodczuwanie. Widz nie pozostaje jedynie obserwatorem, jest wciągnięty w wir procesów, którymi artystka niczym szamanka, sprawnie żongluje. Podróż konsoliduje odbiorcę z unikalnym światem niezwykle wrażliwej kobiety o podwójnej węgierskiej / syryjskiej narodowości. Prace Róży, głęboko mną poruszyły. Ich pozornie antynomiczny charakter, każący nam sądzić, iż z jednej strony El-hassan posługuje się technikami mało współczesnymi, wyjętymi z zamierzchłych czasów, z drugiej strony tworzy dzieła na miarę współczesnej artystki konceptualnej wpisującej się w galeryjny blichtr. Nic bardziej mylnego. Róża zadrgała archetypami zawieszonymi w przestrzeni mojego umysłu, sięgając wprost do serca. Niczym totem solidne i zarazem eteryczne rzeźby El-hassan konsolidują wewnętrzną transformację. Składane z kawałków z grubo ciosanego drewna, na przemian między balansują na granicy gwałtu i łagodności. Niczym walka żywiołów, tożsamość „zawieszona” między krwią syryjską a węgierską. Krew – czerwień to mocny akcent u El-Hassan. Wpatrywanie się w czerwień sprawia mi niezwykłą przyjemność, Róża bardzo świadomie jej używa. Gra słów Red Man – widzimy czerwonego człowieka, czerwoną maskę, na czerwonym kocu. Czy to mężczyzna? Red man oznacza Indianina. Czy to Indianin? Kto kryje się pod maską? Może kobieta? W dniu pierwszej miesiączki, samotnie dryfuje na barce, niezrozumiana przez społeczeństwo, które nie dało jej przestrzeni dla rozkwitu jej kobiecości? Nauczona, już od najmłodszych lat, że to, co kobiece najlepiej gdzieś ukryć i najlepiej, żeby było koloru błękitnego, dlatego płynie samotnie, po błękitnej wielkiej wodzie. Skoro krew stała się kocem, a ona ma maskę mężczyzny? A może to jednak mężczyzna? Pusta lub prymitywna twarz maski, nie-twarz, szkicowa postura, emocje ubrane w drewno. Zewnętrzna szorstkość kontrastuje ze spokojem zdającym się płynąć wprost ze wnętrza rzeźby Red Man, którego roześmiana nie-twarz obdarowuje gorzko-słodką ironią. Może to twarz Indianina, który stracił ojczystą ziemię, kulturę, wykorzeniony dryfuje na tratwie. Na twarzy tym razem oprócz pustki zauważymy spokój, mimo, że stracił wszystko, jest w ścisłej relacji z żywiołami, szczególnie z wodą i powietrzem,. Ziemię stracił. Stracił matkę. Spokój, bo wie, że matka jest zawsze, ale tym razem pod powierzchnią wody, jest naczyniem. Umierając na wodzie, zanurzy swoje ciało, niczym komunię świętą w oceanicznym kielichu. Jego dusza pozostanie spokojna. Wróćmy jeszcze do ironii – czy to uśmiech skierowany ku oprawcy? Migracja, dryf, nomadyzm, brak stabilizacji, prowizoryczność prac Róży, prowizoryczne bezpieczeństwo, brak zakotwiczenia, prowizoryczny dom, ale taki pełen miłości wciąż, choćby takiej jak mały kwiat.
W „Breeze 9 (Natural Air Conditioning and Adobe Houses)” El-hassan sięga do atawistycznych początków ludzkości, odnosząc się do lokalnych i uniwersalnych aspektów egzystencji człowieka. Zadaje pytanie, czym jest dom w dobie katastrof ekologicznych oraz migracji, czy świadomy powrót do naturalnego budownictwa w nowoczesnym wydaniu jest rozwiązaniem dla kontynuacji naszego gatunku? Tutaj nie ma miejsca na konsumpcjonizm. Czuję też, że prace Róży mówią o miłości, i pragnieniu jej odnalezienia, niezależnie od zastanej sytuacji politycznej czy ekonomicznej lub też ekologicznej. Pragnę zauważyć, że ciężko przypisać prace artystki konkretnemu systemowi wierzeń, religii, artystka tworzy dzieła głęboko uduchowione, aczkolwiek odnoszące się do uniwersalnych wartości, dzieli się doświadczeniem samym w sobie, zaprasza widza do uczestniczenia w spektaklu percepcji, którą projektuje.
III. El-hassan, wielokrotnie używa tapet w swoich rysunkach. Być może jest to namiastka domu, który tworzy w swoim sercu. Można by powiedzieć, że domu na kruchych fundamentach, ale ulotność lub unikalność doświadczenia ukrytego pod pojęciem dom, sprawia, że twarde fundamenty mogą poharatać delikatną powierzchnię serca. A finezyjnie zwisająca tapeta, odda piękno subtelności Domu. Chciałabym, żeby ta tapeta była biodegradowalna, uczyniła ziemię żyzną. Utworzyła przestrzeń dla nowego życia, nowych wartości, kiedy stare ulegną dezaktualizacji.
* „Tajemnicze życie grzybów” Robert Hofrichter
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2017
Maria Subczyńska
@maria_s_abina
Comentarios